.tabs-outer {border-style: solid;}

środa, 22 lipca 2015

Rozdział siódmy - Amelia


Czarny land rover Mike'a lawirował w tłumie taksówek. Całe szczęście, nie byłam w jednej z nich. Gdy powiedziałam opiekunom, że wybieram się na bal byli wniebowzięci. Ja natomiast stałam się jednym, wielkim kłębkiem nerwów. Na miejscu miał na mnie czekać Charlie. Przygładziłam nerwowo sukienkę. Nie wiem co się ze mną działo. Powinnam być szczęśliwa,bo która dziewczyna nie marzy o tym, żeby pójść na prawdziwy bal? Tyle, że miałam bardzo dziwne przeczucie, że nie powinnam tam iść. Może to tylko nerwy. Zamyśliłam się i nawet nie zauważyłam momentu, w którym dojechaliśmy na miejsce.
- Amelio, skarbie, wszystko w porządku?- Mike zaparkował niedaleko wejścia głównego i siedział teraz odwrócony w moją stronę. Z jego zielonych oczu biła szczera troska.
- Tak, tak- zapewniłam go, chowając maskę strachu.
- Pięknie wyglądasz. Charlie padnie jak cię zobaczy.-  Mimowolnie się zarumieniłam. Tego wieczoru miałam na sobie długą, granatową suknię z delikatnego materiału. Miała długie rękawy zwężające się przy nadgarstkach. Była dosyć zwiewna i lekko prześwitująca, ale ładnie opinała biust. Podobało mi się, że na ramionach oraz przy wykończeniach rękawów ktoś przyszył malutkie granatowe diamenciki. Nie pamiętam, kiedy ostatnio dane mi było ubrać się w coś tak ładnego. Wysiadłam ostrożnie z auta.
- Zadzwonisz do mnie, gdy będziesz chciała wrócić domu?- spytał Mike i wychylił się przez okno samochodu.
- Oczywiście – i przezornie sprawdziłam, czy mam telefon w torebce- nie martw się Mike, postaram się wyjść stąd trzeźwa- zażartowałam.
- Masz wyjść trzeźwa- powiedział wyraźnie akcentując każde słowo.- Baw się dobrze - dodał. Pomachałam mu i patrzyłam jak odjeżdża. Stałam tak chwilę i postanowiłam, że wezmę się w garść. Podeszłam bliżej wejścia do wielkiej sali i zaczęłam rozglądać się za Charlie’em. Specjalnie zdjęłam białą maskę, żeby mógł mnie rozpoznać. Stałam tak jakiś czas i czułam, jak chłód nocy wkrada się do mojej duszy i wzmaga niepokój. Bal się już rozpoczął, większość gości weszła na salę. „Gdzie się jest Charlie?” Gdy tak czekałam, zobaczyłam mężczyznę ubranego w czarny garnitur i krwistoczerwoną maskę. Przystanął na chwilę i odwrócił się w moją stronę. Nasze spojrzenia się spotkały i wydawało mi się, że jego oczy zabłysły czerwonym blaskiem. W tym momencie ktoś dotknął mojego ramienia. Podskoczyłam nerwowo.
- Chryste- wydusiłam i wpadłam w ramiona Charliego.
-Amelio, ma cherie. Przestraszyłem cię?- uśmiechnął się lekko. Używał francuskiego zawsze, gdy chciał poderwać jakąś gorącą laskę. I o dziwo, udawało mu się. Ledwo zwróciłam na to uwagę, ponieważ wciąż widziałam przed sobą dziwne krwistoczerwone oczy. Potrząsnęłam głową i skupiłam się na wyglądzie mojego przyjaciela. Jeszcze nigdy nie widziałam go we fraku. Wyglądał...seksownie. Kasztanowe włosy zaczesał do tyłu, a na czole zawiesił zieloną maskę.
- Nieważne- mruknął, ponieważ zbyt długo milczałam.- Przepraszam, że się spóźniłem. Musiałem coś jeszcze załatwić.- Wyjął zza fraka dużą, czerwoną różę.- Pasuje do ciebie. Wyglądasz olśniewająco. - Wręczył mi kwiat i szarmancko podał ramię. Zrobiłam się chyba czerwieńsza od tej róży, ale z ulgą przytuliłam się do jego boku i weszliśmy do środka. Sala balowa była ogromna i tak piękna, że aż przystanęłam. Dekoracje utrzymane były w jasnych stonowanych kolorach. Najbardziej podobała mi się marmurowa posadzka, która miała wzór czarno -białej szachownicy. Na środku sali, na niewielkim podeście grała orkiestra. Wokół niej wirowały pary, tańcząc w rytmie walca. Wszystkie moje troski rozwiały się w jednej chwili. Charlie przekazał nasze płaszcze miłemu mężczyźnie, stojącemu przy drzwiach.
- Zatańczymy?- mój partner spojrzał na mnie wyczekująco, nie mogłam być bardziej zadowolona.
-  Z przyjemnością.- Naciągnęłam na twarz swoją maskę i dałam poprowadzić się Charliemu na sam środek parkietu.                                          
                                                 ***
Nigdy nie uważałam się za świetną tancerkę, mogę spokojnie powiedzieć, że mam dwie lewe nogi. Na szczęście Charlie uratował mnie przed kompromitacją. Był fantastycznym partnerem, prowadził mnie lekko i ani razu nie pomylił kroków. Nagle zdałam sobie sprawę jak niewiele wiem o swoim najlepszym przyjacielu. Ostatnimi czasy pojawiła się między nami jakaś przepaść. On stał się imprezowiczem, miał innych znajomych, nie wszystkich lubiłam. Ja byłam samotnikiem, czytałam dużo książek, rzadko chodziłam na imprezy, wolałam wyskoczyć do kina czy teatru. Ale teraz ,w tej chwili, gdy frunęliśmy po parkiecie poczułam, że jesteśmy bliżej niż kiedykolwiek wcześniej byliśmy. To był mój Charlie, ten który umiał mnie pocieszyć, gdy coś mi nie wyszło. Chłopak, z którym w dzieciństwie bawiłam się w wojnę, który nauczył mnie jak się odszczeknąć, gdy ktoś czepiał się mojej rodziny. W pewnym momencie po prostu przytuliłam się do niego.
- Amelio- chyba był zdziwiony, ale przyciągnął mnie do siebie mocniej- wszystko gra? Muzyka się zmieniła, taniec stał się wolniejszy.
- Tak- szepnęłam.- Ja..chcę żeby tak było już zawsze.
- Ja też, dziecino. - Nie wiem jak długo tańczyliśmy. Czasem rozglądałam się w poszukiwaniu innych znajomych twarzy. Wszyscy mieli maski, a ja nie wiedziałam w jakich sukniach przyjdą dziewczyny. Jared też pewnie tu był. Jednak nie przejęłam się tym, ogarnął mnie błogi spokój. Muzyka stała się szybsza. Charlie zakręcił mnie dookoła siebie, granatowa suknia zafalowała.
 I wtedy to się stało. Mężczyzna pojawił się znikąd. Byłam tak zajęta tańcem, że do ostatniej chwili go nie zauważyłam. Odwróciłam się roześmiana do Charliego, a on przyciągnął mnie do siebie. Nie był to gwałtowny ruch, ale zamieniliśmy się miejscami. W tym momencie postać po prawej zbliżyła się do nas. Facet trzymał w dłoni krótkie ostrze, gdy tylko to zauważyłam krzyknęłam. Muzyka była głośna i tylko kilka par obróciło się w naszą stronę. Ale mój krzyk podziałał. Mężczyzna w czerwonej masce zniknął. Właśnie się za nim rozglądałam, gdy Charlie się na mnie osunął.
- Boże...Charlie?!- wydusiłam i przytrzymałam go w pasie.
- Boli- wycharczał.- w boku...- zerknęłam na to miejsce i poczułam narastającą panikę.
- POMOCY!- wrzasnęłam. Muzyka nareszcie ucichła i wokół nas zebrał się spory tłumek. Wszyscy zaczęli rozmawiać jednocześnie.
-Co tam się dzieje?
-Czy oni są pijani?
- Niech ktoś pomoże tej dziewczynie.
 Nie mogłam tego wytrzymać.
- On krwawi! - krzyknęłam i położyłam Charliego na posadzce. Jego garnitur, biała koszula pod spodem i przód mojej sukienki umazane były w krwi. Podbiegła do nas obsługa sali, ktoś zadzwonił po karetkę. Przestałam ich słyszeć. Wpatrywałam się przerażona w twarz mojego przyjaciela.
- Charlie, otwórz oczy, błagam, błagam.- był taki blady. Czułam, że go tracę.
- Proszę pani, co się stało?- jakiś mężczyzna uklęknął obok mnie.
- Nie wiem, tańczyliśmy...później pojawił się jakiś mężczyzna...dźgnął...nożem- zapiekły mnie oczy.- Pomóżcie mu- błagałam. Gdy przyjechała karetka było już za późno. Po prostu to wiedziałam. Wokół było za dużo krwi, usta Charliego stały się sinawe. Mimo, to nie wierzyłam w to. Klęczałam otępiała obok niego, kurczowo trzymając go za rękę.
- Amelia?- usłyszałam głos. - O mój Boże- to była chyba Courtney. Nie wiem.
- Co się stało?! Ktoś odciągnął mnie od ciała. Krzyknęłam, nie chciałam go opuszczać.
- Puszczaj- wydusiłam- muszę- nie dokończyłam, bo moim ciałem wstrząsnął szloch.
- Zabierzcie ją stąd- powiedział ktoś na lewo ode mnie.- Ale nie odchodźcie daleko, policja będzie chciała z nią porozmawiać. Ktoś podniósł mnie do góry, świat na chwilę zawirował. Przestałam się wyrywać. Skupiłam się na płaczu i widoku martwej twarzy Charliego. Ocknęłam się, gdy ktoś położył mnie na miękkiej kanapie.
-Amelio? Spójrz na mnie. - Dopiero teraz rozpoznałam osoby wokół mnie. Obok siedział Jared, naprzeciwko mnie stała Courtney, tuż obok niej stał Tony i trzymał za rękę Annabeth. Dziewczyny były blade i zmartwione, Tony miał skupiony wyraz twarzy. Ryknęłam płaczem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz