.tabs-outer {border-style: solid;}

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział siódmy-Annabeth

No tak! Jak mogłam jej nie skojarzyć! Courtney od Daniela to też Courtney, która była u Elenor! Ale jestem głupia! Szok po ujrzeniu martwego ciała Spencer minął i ustąpił potwornemu gniewowi. Nareszcie poznałam zdzirę, która zrujnowała, to, co łączyło mnie i Daniela. Wściekłość narastała, a ja poczułam wokół siebie dziwne ciepło.
-Co do cholery się tu dzieje?!- krzyknął przerażony chłopak. Courtney z równie przestraszoną miną, zwróciła się do niego.
-Wyjaśnię Ci wszystko, obiecuję. Ale nie teraz. Zostaw nas same.- weszła na palce i pocałowała go. Na moich oczach.
-Nie.- wtrąciłam się i spojrzałam drwiąco na Courtney. Amelia podeszła do mnie bliżej
-Ann, przestań! Zaraz spalisz całą szkołę!- rzeczywiście. Płomienie się rozszerzały. Nie miałam pojęcia, co robić. Rozejrzałam się dookoła szukając pomocy. Coś kazało mi zamknąć oczy. Wzięłam głęboki wdech i policzyłam do dziesięciu. Kiedy z powrotem je otworzyłam, po płomieniach nie było śladu. Odrzuciłam włosy do tyłu i z politowaniem zmierzyłam Courtney wzrokiem. -Nie powiedziałaś mu o swoim kochasiu sprzed wieków, co? – dziewczyna zrobiła się najpierw blada, a potem czerwona z wściekłości.
-Court, o czym ona mówi?- Daniel był skołowany, lecz ona się nie odezwała. Posyłała mi nienawistne spojrzenia, ale jakoś nie czułam poczucia winy.
-No, co? Twój chłopak chyba zasługuje na prawdę. Nie ładnie jest się bawić uczuciami innych Court.- ostatnie słowo wypowiedziałam z pogardą. Dziewczyna rzuciła się na mnie, lecz ku zdumieniu wszystkich, zdołałam uniknąć zderzenia. –Tylko na tyle Cię stać?- prychnęłam. Courtney już miała ponownie zaatakować, kiedy pomiędzy nami stanęła Amelia.
-Dziewczyny! Uspokójcie się! – krzyknęła- Jeżeli chcemy zrozumieć co tu się dzieje, musimy współpracować, do cholery! Nie chcecie chyba skończyć jak tamta laska, prawda?!- zapadła głucha cisza. Courtney uspokoiła się, poprawiła zmierzwione włosy i westchnęła.
-Ona ma rację Annabeth. Przepraszam. – wyciągnęła do mnie rękę w geście pojednania. Popatrzyłam na nią chłodno.
-Pieprz się.- wyminęłam dziewczyny i zeszłam ze schodów, mając nadzieję, że nie będę musiała już więcej z nimi rozmawiać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przez resztę dnia unikałam dziewczyn i Daniela z wiadomych powodów. Gdy tylko widziałam jedną z nich na korytarzu, momentalnie się odwracałam. Carrie nie umknął ten drobny fakt, więc gdy zaproponowałam jej dłuższą drogę do klasy, gdzie odbywały się zajęcia z ekonomii, zapytała:
-Wszystko w porządku? Zachowujesz się jakoś dziwnie.- szłam z dumnie podniesioną głową, witałam się ze znajomymi i drwiącym spojrzeniem obrzucałam szóstoklasistów próbujących mnie zagadnąć.
-Ja? No, co Ty? Wszystko jest ok. O! A jak tam Debbie? Słyszałam, że zerwała z Zayn’em. Musimy się niedługo wybrać razem na kawę, żeby ją pocieszyć. Może jutro, co Ty na to?-  chciałam zmienić temat i odciągnąć Carrie od moich problemów. Nie miałam zamiaru rozmawiać z nią o tych Ameli i Courtney. Zaraz musiałabym jej powiedzieć o aniołach, Nieobliczalnych itp. A jakoś nie miałam na to ochoty.
-Ann.- dziewczyna przystanęła, położyła rękę na biodrze i popatrzyła na mnie z pod uniesionej brwi. –Nie odwracaj kota ogonem.- Kurde! Nic się przed nią nie ukryje! Za dobrze mnie zna.
-No dobra, dobra. Masz mnie. – westchnęłam- Dzisiaj, miałam konfrontację z Danielem… I jego dziewczyną.- przyjaciółka przytuliła mnie mocno i poprosiła o szczegóły.
-No… Tak jakby, trochę namieszałam i… Prawie się pobiłyśmy. –wyszeptałam. Carrie otworzyła szeroko oczy,
-Że co?!- krzyknęła.
-Cicho!- syknęłam –Powiedziałam coś niezbyt dobrego dla ich związku i no… Rzuciła się na mnie.- dziewczyna westchnęła. Zabrzmiało to tak jakby wszystko już doskonale zrozumiała.
-Sprowokowałaś ją? No, to się nie dziwię, że tak zareagowała.- poprawiła sobie granatową marynarkę, którą pożyczyła ode mnie.
-Ale Ty nic nie wiesz! Ty nie znasz połowy historii! Nie wiesz jak ja się czułam!- poczułam napływające łzy- Upokorzona, skrzywdzona! On mnie zranił. I ona też.- Carrie chciała pogłaskać mnie po ramieniu, lecz ja się odsunęłam i otarłam oczy. –Z resztą, otaczają mnie sami zdrajcy i kłamcy. Ty nie jesteś lepsza. Nie mówisz mi wszystkiego, więc jak ma Ci zaufać?- dziewczyna była smutna, ale wyglądała tak, jakby wiedziała, że to nastąpi. –Dlatego, dopóki nie zdecydujesz się na wyjawienie całej prawdy, nie dzwoń do mnie. – odwróciłam się na pięcie i ruszyłam korytarzem. Co za cholerny dzień? Czy ze wszystkimi muszę się kłócić?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do końca dnia, na każdej lekcji byłam nieobecna. Rozmyślałam nad Danielem i Carrie. Doszłam do wniosku, że dobrze postąpiłam w sprawie przyjaciółki. Kiedy będzie gotowa na szczerość, może uda nam się odbudować przyjaźń. Do tego czasu nie miałam zamiaru z nią rozmawiać.  A co do chłopaka…  Kiedy emocje opadły zrozumiałam, że chyba już nic do niego nie czuję. Byliśmy przyjaciółmi, zakochałam się w nim, przeżyliśmy kilka wspaniałych chwil. I się rozstaliśmy. Koniec historii. Złamane serce, powoli się wyleczyło, ale sentyment pozostał. Jednakże widzieć go z inną, nie uśmiechało mi się, ani trochę. Chciałam się na nim zemścić. Chciałam by poczuł, to, co czułam ja, kiedy mnie zostawił. Przy tym raniąc też Courtney. Pomimo, że nie darzę dziewczyny sympatią, nie wiem czy to było mądre posunięcie. Ale nie mogę już zmienić tego, co powiedziałam, nawet gdybym chciała. No i był jeszcze Tony. Zaintrygował mnie. Nieziemsko przystojny i tajemniczy. On też miał jakiś związek z tym „drugim” światem. Ale jaki?
Dryńńńńńń! Zadzwonił dzwonek oznaczający koniec lekcji. Nareszcie mogłam wrócić do domu. Idąc korytarzem zauważyłam Amelię zmierzającą w moim kierunku. Nie miałam siły uciekać, wiec weszłam do damskiej toalety.
-Ann!- zawołał za mną i zaraz pojawiła się w drzwiach. –Annabeth! Przestań się tak zachowywać! Wiem, że jesteś zraniona, ale dla naszego wspólnego dobra…- westchnęłam i przerwałam jej.
-Zamknij się na chwilę!- Amelia wyglądała na urażoną moim ostrym tonem, ale kiedy zaczęłam zaglądać pod drzwi kabin, aby upewnić się, że jesteśmy same, zrozumiała. –Chcesz, żeby nas ktoś usłyszał? Musimy być ostrożne, jeżeli chcemy żyć.-dziewczyna pokiwała głową.
-Ale, żeby przeżyć musimy też, jak już wcześniej wspomniałam, trzymać się razem. Nie rozumiesz? Ta cała sprawa jest dużo poważniejsza niż Twoje złamane serce i urażona duma. -zatkało mnie. Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. W słowach Amelii było coś, co nie przekonało. Westchnęłam
-Ok, ok. Spróbuję ją jakoś tolerować, ale nie obiecuję, że będę dla niej miła. – Amelię to chyba usatysfakcjonowało, bo uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
-No to spotkajmy się u mnie w przyszły piątek o 16.- podała mi karteczkę z adresem. –Musimy się trochę lepiej poznać, porozmawiać o pewnych sprawach. Pewnie będzie też Jared, do tego czasu ma już wrócić.- wzięłam papierek i odwzajemniłam uśmiech.
-Jupijej!- dodałam sarkastycznie- Starszy brat nie będzie chciał mnie zabić?- Amelia pokręciła przecząco głową.
-W razie, czego, będę Cię ubezpieczać.- roześmiałam się.

-Dzięki. I przepraszam, za to, że zachowałam się jak wredna suka.-wyminęłam ją. Ta rozmowa była chyba jedyną pozytywną rzeczą w ciągu całego dnia. Z nieco lepszym humorem opuściłam szkołę, mając nadzieję, ze wszystko się jakoś ułoży.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział siódmy - Courtney

-Ziemia do Courtney! –powiedziała Caroline machając dłonią przed moją twarzą.
-Ostatnio jesteś jakaś nieobecna –Katie podała mi szklankę z piwem- Czy coś się stało? Chodzi o James’a?

- Nie –upuściłam wzrok i upiłam kilka łyków piwa.Mineło już półtora tygodnia od momentu, które zmieniło całe moje życie na nowo. Przyjaciółkom powiedziałam o moich zdolnościach i moim ukochanym z przeszłości  dopiero kilka dni temu. Było ciężko. O wiele ciężej niż z Danielem,ale on i tak nie wie wszystkiego. Nie powiedziałam mu o Jamesie, z którym moje relacje  od ostatniego spotkania stały się mocniejsze niż przypuszczałam.Uratował moje żałosne życie, które było zagrożone przez Adama,który oczywiście po swoim akcie furii przeprosił mnie.Teraz jest z Jared’em i moim ojcem w Rzymie.Nie wiem dlaczego...Nie jestem informowana o sprawach stowarzyszenia. 

-To o co chodzi? –spytała zatroskana Carol.

-Naprawdę o nic. -Byłam rozdrażiona.Nie chodziło tutaj o moje moce. Chodziło o serce. Za każdym razem gdy widzę James'a czuję...Właściwie nie wiem jak to nazwać. Ale jest to przyjemne. Bardzo przyjemne. Nie! To nie właściwe. Mam chłopaka,który mnie kocha a teraz gdy lewe skrzydło zostało w miarę odremontowane i mieliśmy wracać do szkoły miałam stanąć z nim twarzą w twarz.
Przegryzłam wargę. Spojrzałam na telefon. Była już trzecia w nocy.Wszystkie trzy nocowałyśmy u Caroline.
-Powinniśmy już się kłaść.Jutro mamy na ósmą szkołę.Wolałabym nie ominąć zajęć z panem Whitemore’m –uśmiechnęłam się krzywo.

-Masz rację –Caroline wstała – Tylko trochę tu ogarnijmy. -odparła podnosząc pustą butelkę ze stolika
                                                                         

                                                     ***


Kilka godzin później byłyśmy już w szkole. Przed szkołą nauczyciele robili kontrolę,czy przypadkiem ktoś nie wnosi czegoś łatwopalnego.
Nagle kątem oka zauważyłam Clarie stojącą obok Annabeth.-Później się złapiemy –powiedziałam do przyjaciółek i ruszyłam w kierunku moich nowych znajomych.
-Hej –powiedziałam cicho i poprawiłam torbę na ramieniu
– Co u was słychać? –uśmiechnęłam się lekko

-Nic szczególnego –Amelia związała włosy w kucyk i spojrzała na Ann.

-Możemy porozmawiać gdzieś inndziej? –spytała zakłopotana Ann patrząc na przechodzących obok uczniów.

Kiwnęłam głową i ruszyłam za Ann. Przedarłyśmy się przez woźnego i poszłyśmy w kierunku zniszczonego lewego skrzydła.
 Amy usiadła ostrożnie na schodach,rozglądając się dookoła.-Ktoś tu zrobił niezły bałagan –spojrzała znacząco na Annabeth.
-Czy was też coś ostatnio zaatakowało? –spytała cicho

-Ciebie też? –wymamrotałam.
 -Wyglądali zwyczajnie,ale mieli nadludzkie zdolności –przełknęła ślinę –Chcieli mnie zabić. Amelia przysłuchiwała się naszej rozmowie i bawiła się pierścionkiem na palcu.
-Wszystko ok.?-spytałam i kucnęłam obok niej
-Powinnaś zapytać brata Courtney –mruknęła
-Nie miałam okazji z nim porozmawiać o waszym spotkaniu –przewróciłam oczami-Od razu po tym wezwano go do Watykanu... –nagle usłyszałam przeraźliwy krzyk,zakryłam uszy dłońmi
-Słyszycie to?

-Co mamy niby słyszeć? –Ann powiedziała z absolutnie poważym tonem.

-On dobiega z góry! Chodźcie! –rzuciłam torbę na ziemię i pobiegłam na górę schodami.

-Oszalałaś przecież tam jest...! –krzyknęła Ann patrząc jak znikam jej z oczu- A z resztą! –ruszyła za mną razem z Amelią.
Wbiegłam na drugie piętro. Na przeciwko nich zobaczyłam młodą dziewczynę przytbitą sztyletem do ściany.

-O mój boże! –krzyknęła Ann i położyła dłoń na ustach
- To niemożliwe!
To była jedna z chiliderek. Nazywała się Spencer Conelly,zadawała się Annabeth.
-Cicho...spokojnie –Amelia objęła ją jednym ramieniem i próbowała ją uspokoić.
Wtem na ścianie pojawił się znak „Nieobliczalnych” wraz z wiadomością „Będziecie następne”.Chwilę później dziewczyna i napisy zniknęły. Przerażone zaczęłyśmy rozglądać się za sprawcą.-Courtney! Chodź! –Amelia chwyciła mnie za ramię i pociągnęła za sobą.
-Musimy komuś powiedzieć –wyjąknęła Ann

-Nie teraz! –krzyknęła Amy. Jak najszybciej zbiegłyśmy do szatni.

-Co mamy zrobić? –przełknęłam ślinę-Co jeżeli nas też ktoś zaatakuje?
-Najważniejsze jest to,że musimy trzymać się razem. –odparła zdenerwowana Amelia. Rozległ się dzwonek na lekcję. -Courtney!  –To był Daniel.Zbiegł ze schodów z drugiej strony i stanął przed nami.- Co robiłyście w lewym skrzydle?
Spojrzałam na niego.Dopiero gdy go zobaczyłam zrozumiałam jak bardzo brakowało mi go przez ten tydzień.Uśmiechnęłam się szeroko i rzuciłam mu się w ramiona.

-Przepraszam że się nie odzywałam...-wplotłam palce w jego włosy
- Tyle się działo i ja...
-Cicho...-przytulił mnie mocno do siebie i delikatnie pocałował w głowę.-Wszystko będzie w porządku...-rozejrzał się i spojrzał na Ann. -To ty?! –warknęła poirytowana Annabeth- To ty zniszczyłaś mój związek? –nagle wokół niej powstał ognisty krąg.
- Co do cholery się tu dzieje? –krzyknął przerażony Daniel,patrząc na wściekłą rudowłosą anielicę.