.tabs-outer {border-style: solid;}

sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział trzeci-Annabeth


Dryń! Dryń! Dryń! O nie… Zakryłam bolącą głowę poduszką, jednak ten potworny dźwięk nadal drażnił moje biedne uszy. Dryń! Dryń! Dryń! Po omacku szukałam budzika, by móc jeszcze chwilę pospać. Nagle zapadła cisza, ale to nie ja wyłączyłam alarm.
-Wstawaj śpiochu!- usłyszałam denerwująco donośny głos Carrie. -Jest 8.00. Za półtorej godziny musimy siedzieć grzecznie w ławkach.- Westchnęłam i usiadłam. Ból głowy był tak silny, że zrobiło mi się czarno przed oczami. Miałam chyba największego kaca w dziejach…  Ale przecież nie wypiłam wczoraj aż tak dużo… 
-Hej, Car… Co ja wczoraj robiłam…? Czuję się jakby ktoś mnie rozjechał…- przyjaciółka popatrzyła na mnie z politowaniem.
-Jak się ma słabą głowę, to nie powinno się tyle pić.- Zaśmiała się i zaczęła grzebać w mojej toaletce, poszukując kosmetyków. Jak to możliwe, że jest już ubrana i nie ma kaca po imprezie? Wydawało mi się, że to ona była bardziej pijana. Ostatnie, co pamiętam to pakowanie rzeczy do taksówki… Mój spacer po Central Parku… Ta ciemna postać… I dwie dziewczyny, które już chyba kiedyś widziałam… Ale jak ja…?
-Ale jak ja wróciłam do domu? Przecież…- Carrie nie pozwoliła mi dokończyć.
-Wróciłyśmy razem taksówką. Serio nie pamiętasz?- przez sekundę pomyślałam, że coś przede mną ukrywa, ale szybko oddaliłam tę myśl.
-Skoro tak mówisz…- wstałam i powlokłam się do łazienki. Stanęłam przed lustrem i odgarnęłam włosy z oczu. Czułam, jakbym patrzyła na siebie po raz pierwszy. Coś się we mnie zmieniło… Nagle zobaczyłam coś czarnego na wewnętrznej stronie prawego nadgarstka. Pod bransoletką od rodziców, widniał czarny symbol. Ten sam, który od jakiegoś czasu mnie prześladował. Przerażona zaczęłam myć ręce, ale to nic nie dało. Chwyciłam gąbkę i tarłam chropowatą częścią, mając nadzieję, że to tylko marker. Jednak i to nie pomogło. Może znów tylko ja go widzę? To wytwór mojej wyobraźni… Stwierdziłam, że to bardzo możliwe, więc umyłam się i ubrałam. Wyszłam z łazienki i poczułam zapach smażonego boczku. Skuszona zapachem, zajrzałam do kuchni. Carrie przygotowywała śniadanie. Już chciałam sięgnąć po mój talerz, kiedy coś kazało mi się powstrzymać. No tak. Dwa dni pod rząd mam sobie pozwalać na takie tuczące posiłki? Nie ma mowy. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam jogurt naturalny. Do tego musli i powinno starczyć do 17.
-Hej! Ja się tak staram, a Ty wybierasz jakiś nędzny jogurt? Pfeciesz to nafet nie ma smaku.- Powiedziała z pełną buzią moja przyjaciółka.
-Nieprawda! To jest naprawdę dobre!- powiedziałam z, największym na jakie mnie było stać, przekonaniem. Jadłyśmy w milczeniu gdy nagle Carrie pobladła. Przełknęła ślinę i popatrzyła na mój nadgarstek.
-Co to jest?- chwyciła moją dłoń, wytrącając mi z niej łyżkę. Wydawała się zdenerwowana.
-Ty… Ty to widzisz?- pytanie zabrzmiało idiotycznie, więc szybko dodałam. -To nic. Już od dawna chciałam mieć tatuaż i oto on.- Wyślizgnęłam rękę z jej dłoni.
-Nie mówiłaś mi o nim wcześniej.- Carrie zrobiła się podejrzliwa.
-Jakoś nie było okazji.- Dziewczyna spojrzała w okno wyraźnie nad czymś się zastanawiając. -Czemu tak zareagowałaś? Przecież sama chciałaś mieć coś podobnego. Wiesz, co oznacza?- Carrie przeniosła wzrok na mnie.
-Nie. Jasne, że nie.- Zapadła krępująca cisza -No dobra, musimy się zbierać.-Wzięła swój talerz i włożyła go do zmywarki. Ja tylko niewyraźnie się uśmiechnęłam i wróciłam do konsumpcji otrębów i suszonych owoców.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Przez resztę poranka Carrie zachowywała się jakby nigdy nic.  Ja jednak czułam, że moja przyjaciółka wie coś na temat tego dziwnego znaku. Postanowiłam, że podczas przerwy na lunch pójdę do biblioteki, żeby trochę poszperać na jego temat. Usiadłam przy biurku schowanym za regałami z poukładanymi, szkolnymi albumami. Odpaliłam komputer i wpisałam w Google hasło ‘alfabet grecki’. Nie znalazłam jednak nic, co mogłoby przypominać mój dziwny tatuaż. Na znak japoński, ani chiński mi to nie wyglądało. Odgarnęłam włosy z twarzy. Nagle za moimi plecami usłyszałam znajomy głos.
-Tu jesteś.- Odwróciłam się i zobaczyłam Daniela. Stał, nonszalancko opierając się o jeden z regałów.
- Czego chcesz?- zapytałam lodowatym tonem i wbiłam wzrok w monitor.
-Chciałem złożyć Ci życzenia urodzinowe.- Parsknęłam pogardliwym śmiechem, a on podszedł bliżej.
-Chyba trochę się spóźniłeś.- Zaczęłam zbierać swoje rzeczy, ale Daniel złapał mnie za rękę.
-Ann, przepraszam. Po prostu byłem zbyt zajęty przygotowaniami do urodzin Courtney i jakoś mi wyleciało z głowy…- wyszarpnęłam dłoń z jego uścisku i szybko się podniosłam.
-Czy ja już się dla Ciebie nie liczę? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.- Chciałam na tym skończyć, lecz mój język już mówił dalej. -Co ona takiego ma, czego mi brakuje? Jestem idealną dziewczyną! Czego chciałeś więcej?- wykrzyczałam mu prosto w twarz.
-Ja też myślałem, że się przyjaźnimy. Ale Ty chyba nie jesteś na to gotowa.- odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia.
-Zobaczysz. Jeszcze do mnie wrócisz!- miałam mocno zaciśnięte pięści, a wściekłość i żal rozsadzały mnie od środka. Nagle poczułam smród dymu. Sterta gazet leżących w pobliżu stanęła w ogniu.

-O boże!- krzyknęłam -Pali się!

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział trzeci -Courtney

Przez cały dzisiejszy dzień czekały mnie urodzinowe niespodzianki.Wstałam o godzinie czternastej,zjadłam z rodziną urodzinowy lunch a następnie zostałam „porwana” przez Katie i Carol. Przyszykowały mnie na bóstwo i oddały Danielowi, aby zaprowadził mnie na miejsce mojej urodzinowej niespodzianki.
-Możesz powiedzieć mi gdzie idziemy?-Zapytałam dotykając opuszkami palców zawiązanej chustki na oczach.
-Już prawie– natychmiast poczułam chłodną dłoń Daniela na moim ramieniu.Przeszliśmy chyba kilka przecznic ubrana w małą czarną od Marca Jacobs’a i cienką kurteczkę od Chanel zaczęłam odczuwać chłód. Nagle poczułam dłoń Daniela na swoim policzku zdjął mi chustkę i delikatnie  musnął moje usta. -Wszystkiego najlepszego skarbie – Chłopak otworzył przede mną drzwi do jednego z najpopularniejszych klubów w Nowym Jorku „Sullivan Room”
-Niespodzianka!- wszyscy wyskoczyli za krzeseł –Wszystkiego najlepszego Court!
Podbiegły do mnie Carol i Katie prezentem w dłoniach. Był opakowany w błękitny papier i owinęty białą wstążką.
-Wynajeliśmy cały klub do samego rana –szepnął Dylan i mocno ścisnął mnie za rękę.
-Sto lat! Sto lat–krzyknęły chórem i wręczyły mi zawiniętą paczkę- Pokochasz to.
-To także prezent ode mnie –uśmiechnął się szeroko i objął mnie w pasie.
Rozerwałam papier i zobaczyłam prześliczną ręcznie robioną starą pozytywkę.
-Jest cudowna- krzyknęłam przytulając do siebie przyjaciółki- Dziękuję –pocałowałam Jake’a w policzek
-Jeszcze jeden drobiazg –chłopak wręczył mi kluczyk przekręciłam go w zamku i nagle rozległ się dźwięk „Once upon a December” a baletnica w środku zaczęła obracać się wokół własnej osi.-Prześliczne –podziwiając pozytywkę natychmiast dojrzałam znak, którym, widziałam od kilku tygodni.–Szczególnie ten wyryty symbol...-uśmiechnęłam się lekko
-Court, jaki symbol? –Katie spojrzała na mnie zdziwiona-Tam niczego nie ma –uśmiechnęła się krzywo.
Przyjrzałam się jemu dokładniej i rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu Jared’a.
-Musiało mi się przywidzieć –wzruszyłam ramionami przecierając oczy
-Zatańczymy? –Daniel wyciągnął swoją rękę w moim kierunku
-Jasne –chwyciłam go za dłoń i ruszyliśmy na parkiet. Dylan ujął mnie w pół i zakręcił kilka razy w miejscu. DJ puścił „Love me again” Johna Newmana.Wtulona w niego przysłuchiwałam się piosence. Podniosłam głowę i rozejrzałam się po sali.
-Nie martw się przyjdzie –uśmiechnął się łobuziarsko
-Wiem - oparłam głowę na jego ramieniu.
 Przetańczyliśmy prawie dwie godziny wreszcie drzwi klubu przekroczył mój brat.
Wyrwałam się z objęć Daniela i podbiegłam do Jared’a.On uścisnął mnie i podniósł do góry.
-Spóźniłeś się –mruknęłam rozbawiona.
–Wszystkiego najlepszego mała – podał mi dwa komplety kluczy – Szukaj kokardy –szepnął mi do ucha.- Wytłumaczę mu  -podszedł radośnie w stronę Dylan.
Rozradowana wybiegłam z „Sullivan Room” i rozpoczęłam poszukiwania. Zaczęłam od najbliższych parkingów wokół klubu następnie szłam coraz dalej.Po godzinie, gdy już traciłam nadzieje dostrzegłam czarno-czerwony motor marki Yamaha z ogromną pomarańczową kokardą na siedzeniu.Gdy zbliżyłam się do niego ujrzałam przypiętą do kokardki karteczkę

”Następny Prezent czeka tuż za rogiem
J.”

Oszalał –powiedziałam,uśmiechnęłam się szeroko i poszłam w nakazanym kierunku.
Trafiłam w alejkę rozjaśnioną bladymi promieniami księżyca. Rozejrzałam się w poszukiwaniu kolejnego prezentu.Ujrzałam w oddali  mężczyznę podobnej postawy do Jared’a,przybliżyłam się do niego z ogromnym uśmiechem na twarzy-Co znowu wymyśliłeś?
-Courtney? –mężczyzna niestety nie był Jared’em. -Nie mogę w to uwierzyć –przyjrzał mi się z uśmiechem na twarzy-Znalazłem Cię
 -Kim ty jesteś? –odsunęłam się od nie znajomego. Wyglądał młodo ale był prawdopodobnie o kilka lat ode mnie starszy. Miał krótkie ciemne blond włosy. Ubrany był w skórzaną kurtkę białą koszulę i zwykłe niebieskie dżinsy.
 Chłopak podszedł bliżej objął mnie w tali,następnie pocałował mnie zdecydowanie i namiętnie.Od dłuższego czasu nie czułam się tak niezwykle...Wydawało mi się, że czas stanął w miejscu...Był tak, blisko że zdołałam wyczuć jego szybko bijące serce...Czułam się jak we transie…Wtem gwałtownie odepchnęłam go od siebie-Przestań! Nawet Cię nie znam! Jak mój chłopak się dowie…–wrzasnęłam i spojrzałam na niego
-Chłopak? –oparł się o ścianę,a jego piwne oczy stały się szklane –Nie pamiętasz mnie?
-Nie! A powinnam? –warknęłam i spojrzałam na niego- Kim jesteś?
-Nazywam się James Sansegine –spojrzał się na mnie smutnymi oczami-  Znaliśmy się w dawnych czasach...można powiedzieć, że bardzo dobrze –uśmiechnął się sam do siebie- Wręcz doskonale...
-Dawnych czasach? –przerażona odsunęłam się dalej od James’a – O czym ty mówisz?
-Nasze wspólne plany na przyszłość- uśmiechnął się smutno- Nic nie pamiętasz?
-Nic nie rozumiem... Potrzebna Ci pomoc psychologa –spojrzałam na niego z przerażeniem w oczach.
-Dlaczego nic nie pamiętasz....-powiedział sam do siebie- Wiesz, kim jesteś prawda?
-Jestem Courtney. Courtney Amanda Brown. –odparłam z niepokojem w głosie
-Ale wiesz, jakie masz zdolności? Powinnaś już to wiedzieć... –przybliżył się i dotknął moją dłoń- Chyba, że Ci jeszcze nie powiedzieli...
-O czym ty mówisz? Kto miałby mi o tym powiedzieć? Nic nie rozumiem…-zdezorientowana spojrzałam na telefon „5 nieodebranych połączeń, od Jared”-Nie wiem, o co Ci chodzi, ale muszę już iść –chciałam pobiec jak najdalej od niego, lecz on chwycił mnie za rękę.Spojrzał się na mnie z ogromnym smutkiem w oczach, ale magia jego spojrzenia...była nie do opisania.Było już  bardzo zimno, więc powiesił na moich ramionach swoją skórzaną kurtkę.
-Dla miłości robi się głupie rzeczy. Pamiętaj o tym. –wsadził coś przypominającego wizytówkę do kieszeni kurtki.
-Courtney! Courtney!  –nieoczekiwanie usłyszałam głos Jake’a i Jared’a,obróciłam twarz w kierunku dochodzącego dźwięku. James chwycił mnie za podbródek i zmusił abym na niego spojrzała.
-Posłuchaj jesteś dla mnie najważniejszą osobą, jaką kiedykolwiek znałem. Jestem w tobie zakochany od 352 lat.Wiem,że teraz może wydać Ci się to dziwne, ale kiedyś poznasz prawdę i będziesz pamiętać mnie i wszystko inne. –spojrzał mi głęboko w oczy- Teraz nic nie będziesz pamiętać zapomnisz o tej sytuacji,o wszystkim, o czym Ci powiedziałem –jego oczy zrobiły się czerwone-o wszystkim–pocałował mnie w czoło i zniknął.
-Court! –Daniel podbiegł do mnie i przytulił mnie mocno do siebie – Nic Ci nie jest? Martwiliśmy się! Mogłaś zadzwonić gdy znalazłaś prezent –spojrzał na kurtkę- Skąd ją masz?
-Yyyy...- zobaczyłam na swojej dłoni ten dziwny symbol poczułam jak tracę grunt pod stopami,Daniel złapał mnie i podtrzymał.
-Jest moja dałem jej żeby nie zmarzła –odrzekł Jared,zauważając kartkę w kieszeni kurtki–
Wracajmy do domu,za dużo wrażeń jak na jeden dzień....Zabierz ją do domu ja zabiorę motor i pójdę pomóc posprzątać w klubie...
Daniel wziął mnie pod za rękę i poszliśmy w kierunku taksówki.
-Ohh...-za Jaredem pojawił się Tony –Nie zdążyłem dać prezentu Courtney –wręczył mu zdjęcie, na którym Jared,On,James i Courtney siedzieli na ławce. W tle widoczna była Akademia „Mystérieux”-Stare dobre czasy, co? –uśmiechnął się łobuzersko.
Jared rzucił się na niego i przycisnął go do ściany budynku.-Jeśli jeszcze raz ty i James zbliżycie się do mojej siostry...-warknął i rzucił go na ziemię
-Nie możesz nam tego zabronić! –krzyknął- Byliśmy kiedyś najlepszymi przyjaciółmi zapomniałeś?
-Ale zdradziliście nas! –spojrzał na niego,a jego brązowe oczy zmieniły kolor na krwistą czerwień –Gdyby nie obietnica dawno bym Cię zabił!
-My? My zdradziliśmy?! To Courtney miała wizję! –warknął ze złością w głosie.
-Sugerujesz, że to moja siostra jest zdrajcą?! O tym, co widziała powiedziała tylko naszej trójce. A następnego dnia Vincent widział o wszystkim! –Przełknął ślinę i zacisnął dłonie- Byliście dla mnie jak bracia...
 -Wciąż jesteśmy braćmi przecież wiesz,że nigdy nie pozwoliłbym, aby doszło do tego. –położył swoją dłoń na ramieniu, Jareda.
-Nawet nie próbuj–obrócił się się do niego tyłem wsiadł na motor i przekręcił kluczyk w stacyjce- Nie chcę, aby którekolwiek z was zbliżało się do mojej rodziny –spojrzał się ostatni raz na Tonego i odjechał w stronę klubu.
                                                               

                                                                        ***
-Jak się czujesz? Już lepiej? –Daniel spojrzał na mnie
-Wszystko ok. –powiedziałam z głową opartą o szybę taksówki.
Wcale tak nie było...Kim był ten chłopak? O czym on mówił? Był chory psychicznie? A jeśli nie...czy kłamał? Mówił prawdę? Dlaczego pamiętam całe zdarzenie? Przecież nie powinnam tego pamiętać...Taksówka stanęła na światłach.Spojrzałam przez szybę i zauważyłam na skulonego mężczyznę ubranego w czarną długą pelerynę a przy niej przypięty sztylet.Podniósł głowę i spojrzał na mnie swoimi złotymi oczyma.
-Chodź za mną –usłyszałam i zobaczyłam na sztylecie znak,który pojawiał się w moich snach od paru dobrych tygodni. Taksówka powoli zaczęła ruszać mężczyzna pobiegł w stronę Central Parku. Jakaś dziwna siła kazała mi za nim pobiec. Otworzyłam drzwi od samochodu i wyleciałam na ulicę. Upadając na ramię,które zaczęło mnie przeraźliwie boleć,ale nie zważając na ból pobiegłam za obcym mężczyzną,a z daleka słyszałam krzyki Daniela.
Obcy biegł coraz szybciej ledwo mogłam za nim nadążyć,wbiegiliśmy do parku..
Gdy mężczyzna stanął dostrzegłam naprzeciwko siebie dziewczynę o ciemnych blond włosach ubraną w czerwoną sukienkę za kolano.