Dryń! Dryń! Dryń!
O nie… Zakryłam bolącą głowę poduszką, jednak ten potworny dźwięk nadal drażnił
moje biedne uszy. Dryń! Dryń! Dryń!
Po omacku szukałam budzika, by móc jeszcze chwilę pospać. Nagle zapadła cisza,
ale to nie ja wyłączyłam alarm.
-Wstawaj śpiochu!- usłyszałam denerwująco donośny głos
Carrie. -Jest 8.00. Za półtorej godziny musimy siedzieć grzecznie w ławkach.- Westchnęłam
i usiadłam. Ból głowy był tak silny, że zrobiło mi się czarno przed oczami.
Miałam chyba największego kaca w dziejach… Ale przecież nie wypiłam wczoraj aż tak
dużo…
-Hej, Car… Co ja wczoraj robiłam…? Czuję się jakby ktoś mnie
rozjechał…- przyjaciółka popatrzyła na mnie z politowaniem.
-Jak się ma słabą głowę, to nie powinno się tyle pić.-
Zaśmiała się i zaczęła grzebać w mojej toaletce, poszukując kosmetyków. Jak to
możliwe, że jest już ubrana i nie ma kaca po imprezie? Wydawało mi się, że to
ona była bardziej pijana. Ostatnie, co pamiętam to pakowanie rzeczy do
taksówki… Mój spacer po Central Parku… Ta ciemna postać… I dwie dziewczyny, które
już chyba kiedyś widziałam… Ale jak ja…?
-Ale jak ja wróciłam do domu? Przecież…- Carrie nie
pozwoliła mi dokończyć.
-Wróciłyśmy razem taksówką. Serio nie pamiętasz?- przez
sekundę pomyślałam, że coś przede mną ukrywa, ale szybko oddaliłam tę myśl.
-Skoro tak mówisz…- wstałam i powlokłam się do łazienki.
Stanęłam przed lustrem i odgarnęłam włosy z oczu. Czułam, jakbym patrzyła na
siebie po raz pierwszy. Coś się we mnie zmieniło… Nagle zobaczyłam coś czarnego
na wewnętrznej stronie prawego nadgarstka. Pod bransoletką od rodziców, widniał
czarny symbol. Ten sam, który od jakiegoś czasu mnie prześladował. Przerażona
zaczęłam myć ręce, ale to nic nie dało. Chwyciłam gąbkę i tarłam chropowatą
częścią, mając nadzieję, że to tylko marker. Jednak i to nie pomogło. Może znów
tylko ja go widzę? To wytwór mojej wyobraźni… Stwierdziłam, że to bardzo
możliwe, więc umyłam się i ubrałam. Wyszłam z łazienki i poczułam zapach
smażonego boczku. Skuszona zapachem, zajrzałam do kuchni. Carrie przygotowywała
śniadanie. Już chciałam sięgnąć po mój talerz, kiedy coś kazało mi się
powstrzymać. No tak. Dwa dni pod rząd mam sobie pozwalać na takie tuczące
posiłki? Nie ma mowy. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam jogurt naturalny. Do tego
musli i powinno starczyć do 17.
-Hej! Ja się tak staram, a Ty wybierasz jakiś nędzny jogurt?
Pfeciesz to nafet nie ma smaku.- Powiedziała z pełną buzią moja przyjaciółka.
-Nieprawda! To jest naprawdę dobre!- powiedziałam z, największym
na jakie mnie było stać, przekonaniem. Jadłyśmy w milczeniu gdy nagle Carrie
pobladła. Przełknęła ślinę i popatrzyła na mój nadgarstek.
-Co to jest?- chwyciła moją dłoń, wytrącając mi z niej
łyżkę. Wydawała się zdenerwowana.
-Ty… Ty to widzisz?- pytanie zabrzmiało idiotycznie, więc
szybko dodałam. -To nic. Już od dawna chciałam mieć tatuaż i oto on.-
Wyślizgnęłam rękę z jej dłoni.
-Nie mówiłaś mi o nim wcześniej.- Carrie zrobiła się
podejrzliwa.
-Jakoś nie było okazji.- Dziewczyna spojrzała w okno wyraźnie
nad czymś się zastanawiając. -Czemu tak zareagowałaś? Przecież sama chciałaś
mieć coś podobnego. Wiesz, co oznacza?- Carrie przeniosła wzrok na mnie.
-Nie. Jasne, że nie.- Zapadła krępująca cisza -No dobra,
musimy się zbierać.-Wzięła swój talerz i włożyła go do zmywarki. Ja tylko
niewyraźnie się uśmiechnęłam i wróciłam do konsumpcji otrębów i suszonych
owoców.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Przez resztę poranka Carrie zachowywała się
jakby nigdy nic. Ja jednak czułam, że
moja przyjaciółka wie coś na temat tego dziwnego znaku. Postanowiłam, że
podczas przerwy na lunch pójdę do biblioteki, żeby trochę poszperać na jego
temat. Usiadłam przy biurku schowanym za regałami z poukładanymi, szkolnymi
albumami. Odpaliłam komputer i wpisałam w Google hasło ‘alfabet grecki’. Nie
znalazłam jednak nic, co mogłoby przypominać mój dziwny tatuaż. Na znak
japoński, ani chiński mi to nie wyglądało. Odgarnęłam włosy z twarzy. Nagle za
moimi plecami usłyszałam znajomy głos.
-Tu jesteś.- Odwróciłam się i zobaczyłam Daniela.
Stał, nonszalancko opierając się o jeden z regałów.
- Czego chcesz?- zapytałam lodowatym tonem
i wbiłam wzrok w monitor.
-Chciałem złożyć Ci życzenia urodzinowe.-
Parsknęłam pogardliwym śmiechem, a on podszedł bliżej.
-Chyba trochę się spóźniłeś.- Zaczęłam
zbierać swoje rzeczy, ale Daniel złapał mnie za rękę.
-Ann, przepraszam. Po prostu byłem zbyt
zajęty przygotowaniami do urodzin Courtney i jakoś mi wyleciało z głowy…-
wyszarpnęłam dłoń z jego uścisku i szybko się podniosłam.
-Czy ja już się dla Ciebie nie liczę? Myślałam,
że jesteśmy przyjaciółmi.- Chciałam na tym skończyć, lecz mój język już mówił
dalej. -Co ona takiego ma, czego mi brakuje? Jestem idealną dziewczyną! Czego
chciałeś więcej?- wykrzyczałam mu prosto w twarz.
-Ja też myślałem, że się przyjaźnimy. Ale
Ty chyba nie jesteś na to gotowa.- odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia.
-Zobaczysz. Jeszcze do mnie wrócisz!-
miałam mocno zaciśnięte pięści, a wściekłość i żal rozsadzały mnie od środka.
Nagle poczułam smród dymu. Sterta gazet leżących w pobliżu stanęła w ogniu.
-O boże!- krzyknęłam -Pali się!