Czarny land rover Mike'a lawirował w tłumie taksówek. Całe szczęście, nie byłam w jednej z nich. Gdy powiedziałam opiekunom, że wybieram się na bal byli wniebowzięci. Ja natomiast stałam się jednym, wielkim kłębkiem nerwów. Na miejscu miał na mnie czekać Charlie. Przygładziłam nerwowo sukienkę. Nie wiem co się ze mną działo. Powinnam być szczęśliwa,bo która dziewczyna nie marzy o tym, żeby pójść na prawdziwy bal? Tyle, że miałam bardzo dziwne przeczucie, że nie powinnam tam iść. Może to tylko nerwy. Zamyśliłam się i nawet nie zauważyłam momentu, w którym dojechaliśmy na miejsce.
- Amelio, skarbie, wszystko w porządku?- Mike zaparkował niedaleko
wejścia głównego i siedział teraz odwrócony w moją stronę. Z jego zielonych
oczu biła szczera troska.
- Tak, tak- zapewniłam go, chowając maskę strachu.
- Pięknie wyglądasz. Charlie padnie jak cię zobaczy.- Mimowolnie się zarumieniłam. Tego wieczoru
miałam na sobie długą, granatową suknię z delikatnego materiału. Miała długie
rękawy zwężające się przy nadgarstkach. Była dosyć zwiewna i lekko prześwitująca,
ale ładnie opinała biust. Podobało mi się, że na ramionach oraz przy
wykończeniach rękawów ktoś przyszył malutkie granatowe diamenciki. Nie
pamiętam, kiedy ostatnio dane mi było ubrać się w coś tak ładnego. Wysiadłam
ostrożnie z auta.
- Zadzwonisz do mnie, gdy będziesz chciała wrócić domu?-
spytał Mike i wychylił się przez okno samochodu.
- Oczywiście – i przezornie sprawdziłam, czy mam telefon w
torebce- nie martw się Mike, postaram się wyjść stąd trzeźwa- zażartowałam.
- Masz wyjść trzeźwa- powiedział wyraźnie akcentując każde
słowo.- Baw się dobrze - dodał. Pomachałam mu i patrzyłam jak odjeżdża. Stałam
tak chwilę i postanowiłam, że wezmę się w garść. Podeszłam bliżej wejścia do wielkiej
sali i zaczęłam rozglądać się za Charlie’em. Specjalnie zdjęłam białą maskę,
żeby mógł mnie rozpoznać. Stałam tak jakiś czas i czułam, jak chłód nocy wkrada
się do mojej duszy i wzmaga niepokój. Bal się już rozpoczął, większość gości
weszła na salę. „Gdzie się jest Charlie?” Gdy tak czekałam, zobaczyłam
mężczyznę ubranego w czarny garnitur i krwistoczerwoną maskę. Przystanął na
chwilę i odwrócił się w moją stronę. Nasze spojrzenia się spotkały i wydawało
mi się, że jego oczy zabłysły czerwonym blaskiem. W tym momencie ktoś dotknął
mojego ramienia. Podskoczyłam nerwowo.
- Chryste- wydusiłam i wpadłam w ramiona Charliego.
-Amelio, ma cherie. Przestraszyłem cię?- uśmiechnął się
lekko. Używał francuskiego zawsze, gdy chciał poderwać jakąś gorącą laskę. I o
dziwo, udawało mu się. Ledwo zwróciłam na to uwagę, ponieważ wciąż widziałam
przed sobą dziwne krwistoczerwone oczy. Potrząsnęłam głową i skupiłam się na
wyglądzie mojego przyjaciela. Jeszcze nigdy nie widziałam go we fraku.
Wyglądał...seksownie. Kasztanowe włosy zaczesał do tyłu, a na czole zawiesił
zieloną maskę.
- Nieważne- mruknął, ponieważ zbyt długo milczałam.-
Przepraszam, że się spóźniłem. Musiałem coś jeszcze załatwić.- Wyjął zza fraka
dużą, czerwoną różę.- Pasuje do ciebie. Wyglądasz olśniewająco. - Wręczył mi
kwiat i szarmancko podał ramię. Zrobiłam się chyba czerwieńsza od tej róży, ale
z ulgą przytuliłam się do jego boku i weszliśmy do środka. Sala balowa była
ogromna i tak piękna, że aż przystanęłam. Dekoracje utrzymane były w jasnych
stonowanych kolorach. Najbardziej podobała mi się marmurowa posadzka, która
miała wzór czarno -białej szachownicy. Na środku sali, na niewielkim podeście
grała orkiestra. Wokół niej wirowały pary, tańcząc w rytmie walca. Wszystkie
moje troski rozwiały się w jednej chwili. Charlie przekazał nasze płaszcze
miłemu mężczyźnie, stojącemu przy drzwiach.
- Zatańczymy?- mój partner spojrzał na mnie wyczekująco, nie
mogłam być bardziej zadowolona.
- Z przyjemnością.-
Naciągnęłam na twarz swoją maskę i dałam poprowadzić się Charliemu na sam
środek parkietu.
***
Nigdy nie uważałam się za świetną tancerkę, mogę spokojnie
powiedzieć, że mam dwie lewe nogi. Na szczęście Charlie uratował mnie przed
kompromitacją. Był fantastycznym partnerem, prowadził mnie lekko i ani razu nie
pomylił kroków. Nagle zdałam sobie sprawę jak niewiele wiem o swoim najlepszym
przyjacielu. Ostatnimi czasy pojawiła się między nami jakaś przepaść. On stał
się imprezowiczem, miał innych znajomych, nie wszystkich lubiłam. Ja byłam
samotnikiem, czytałam dużo książek, rzadko chodziłam na imprezy, wolałam
wyskoczyć do kina czy teatru. Ale teraz ,w tej chwili, gdy frunęliśmy po
parkiecie poczułam, że jesteśmy bliżej niż kiedykolwiek wcześniej byliśmy. To
był mój Charlie, ten który umiał mnie pocieszyć, gdy coś mi nie wyszło.
Chłopak, z którym w dzieciństwie bawiłam się w wojnę, który nauczył mnie jak
się odszczeknąć, gdy ktoś czepiał się mojej rodziny. W pewnym momencie po
prostu przytuliłam się do niego.
- Amelio- chyba był zdziwiony, ale przyciągnął mnie do siebie
mocniej- wszystko gra? Muzyka się zmieniła, taniec stał się wolniejszy.
- Tak- szepnęłam.- Ja..chcę żeby tak było już zawsze.
- Ja też, dziecino. - Nie wiem jak długo tańczyliśmy. Czasem
rozglądałam się w poszukiwaniu innych znajomych twarzy. Wszyscy mieli maski, a
ja nie wiedziałam w jakich sukniach przyjdą dziewczyny. Jared też pewnie tu był.
Jednak nie przejęłam się tym, ogarnął mnie błogi spokój. Muzyka stała się
szybsza. Charlie zakręcił mnie dookoła siebie, granatowa suknia zafalowała.
I wtedy to się stało.
Mężczyzna pojawił się znikąd. Byłam tak zajęta tańcem, że do ostatniej chwili
go nie zauważyłam. Odwróciłam się roześmiana do Charliego, a on przyciągnął
mnie do siebie. Nie był to gwałtowny ruch, ale zamieniliśmy się miejscami. W
tym momencie postać po prawej zbliżyła się do nas. Facet trzymał w dłoni
krótkie ostrze, gdy tylko to zauważyłam krzyknęłam. Muzyka była głośna i tylko
kilka par obróciło się w naszą stronę. Ale mój krzyk podziałał. Mężczyzna w
czerwonej masce zniknął. Właśnie się za nim rozglądałam, gdy Charlie się na mnie
osunął.
- Boże...Charlie?!- wydusiłam i przytrzymałam go w pasie.
- Boli- wycharczał.- w boku...- zerknęłam na to miejsce i
poczułam narastającą panikę.
- POMOCY!- wrzasnęłam. Muzyka nareszcie ucichła i wokół nas
zebrał się spory tłumek. Wszyscy zaczęli rozmawiać jednocześnie.
-Co tam się dzieje?
-Czy oni są pijani?
- Niech ktoś pomoże tej dziewczynie.
Nie mogłam tego
wytrzymać.
- On krwawi! - krzyknęłam i położyłam Charliego na posadzce.
Jego garnitur, biała koszula pod spodem i przód mojej sukienki umazane były w
krwi. Podbiegła do nas obsługa sali, ktoś zadzwonił po karetkę. Przestałam ich
słyszeć. Wpatrywałam się przerażona w twarz mojego przyjaciela.
- Charlie, otwórz oczy, błagam, błagam.- był taki blady.
Czułam, że go tracę.
- Proszę pani, co się stało?- jakiś mężczyzna uklęknął obok
mnie.
- Nie wiem, tańczyliśmy...później pojawił się jakiś
mężczyzna...dźgnął...nożem- zapiekły mnie oczy.- Pomóżcie mu- błagałam. Gdy
przyjechała karetka było już za późno. Po prostu to wiedziałam. Wokół było za
dużo krwi, usta Charliego stały się sinawe. Mimo, to nie wierzyłam w to.
Klęczałam otępiała obok niego, kurczowo trzymając go za rękę.
- Amelia?- usłyszałam głos. - O mój Boże- to była chyba
Courtney. Nie wiem.
- Co się stało?! Ktoś odciągnął mnie od ciała. Krzyknęłam,
nie chciałam go opuszczać.
- Puszczaj- wydusiłam- muszę- nie dokończyłam, bo moim ciałem
wstrząsnął szloch.
- Zabierzcie ją stąd- powiedział ktoś na lewo ode mnie.- Ale
nie odchodźcie daleko, policja będzie chciała z nią porozmawiać. Ktoś podniósł
mnie do góry, świat na chwilę zawirował. Przestałam się wyrywać. Skupiłam się
na płaczu i widoku martwej twarzy Charliego. Ocknęłam się, gdy ktoś położył
mnie na miękkiej kanapie.
-Amelio? Spójrz na mnie. - Dopiero teraz rozpoznałam osoby
wokół mnie. Obok siedział Jared, naprzeciwko mnie stała Courtney, tuż obok niej
stał Tony i trzymał za rękę Annabeth. Dziewczyny były blade i zmartwione, Tony
miał skupiony wyraz twarzy. Ryknęłam płaczem.