.tabs-outer {border-style: solid;}

niedziela, 18 stycznia 2015

Rodział szósty - Courtney

   Otworzyłam szeroko oczy leżałam na łóżku przykryta kołdrą.Pudło ze zdjęciami leżało zamknięte na ziemi.Spojrzałam na wyświetlacz telefonu trzy nieodebrane połączenia: dwa od Caroline i jedno od Katie.Była godzina 10:24. Wstałam z łóżka i powoli zeszłam na dół. Przy stole siedział Jared z laptopem spojrzał na mnie i szybko go zamknął. Otworzył lekko usta jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Nastawiłam wodę na herbatę i usiadłam naprzeciwko brata.
-Dlaczego nie jesteś na uczelni? –spytałam podejrzliwie
-Musiałem coś załatwić...-przegryzł wargę-Wieczorem przyszedł tu Daniel?
-Tak –odparłam.
-Powiedziałaś mu?
-Oszalałeś? –Puknęłam palcem w swoje czoło.- Pomyślałby, że zwariowałam. –Wstałam i ruszyłam w kierunku kuchni
-Ej Court...-Jared spojrzał w moją stronę-Przepraszam za wszystko. Powinienem Ci powiedzieć, ale wiesz, jaki jest ojciec. Nie chciałem Cię okłamywać.
Oparłam dłonie o blat i westchnęłam –Możliwe, że wczoraj też trochę przesadziłam –zrobiłam herbatę dla siebie i Jared’a,następnie usiadłam obok niego.-Ale jeśli mam zacząć Ci na nowo ufać musisz przestać kłamać.
-Od czego mam zacząć? –Spytał z zaniepokojeniem
-Najlepiej od początku.-powiedziałam stanowczo
 -Nasza matka należy do rodziny przywódców Medium. Ma starszego brata, który przewodniczy naszej rasie. Nasz ojciec jest przywódcą podróżników. Potrafi przenieść się w czasie, niestety nie może wykonać żadnych zmian w przeszłości ani przyszłości. Może zatrzymać czas. Ja i ty jesteśmy medium, jak nasza matka. Mamy podobne zdolności, ale ty odziedziczyłaś kilka innych niż ja. Widzisz wizje z przeszłości wydarzenia, które dopiero się wydarzą. Niestety tylko takie, które związane są z twoją osobą albo z kimś dla Ciebie bliskim.. Kilkanaście lat temu widziałaś przepowiednię o najbardziej krwawej walce nadprzyrodzonych, gdzie każdy walczył przeciwko każdemu. Był to ogromny chaos.-odetchnął-Powiedziałaś o tym tylko mi i dwójce naszym przyjaciołom.
-James’owi i Anthonemu? –spytałam
-Dokładnie, niestety ktoś powiadomił o tym Vincenta, który od zawsze chciał zdobyć władzę nad światem ludzkim i nadprzyrodzonym. Zamiast złagodzić stosunki pomiędzy rasami, aby nie doszło do wymordowania tysięcy niewinnych, jeszcze bardziej podrasował relacje pomiędzy nimi.
-Czyli teraz jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że do tego dojdzie?
-Courtney...Nie mówimy już o żadnym prawdopodobieństwie...-przełknął ślinę-Przepowiednia głosiła, że przedstawiciele trzech najwyżej postawionych rodzin nadprzyrodzonych pokonają Vincenta i jego armię albo doprowadzą do śmierci wielu istot.
Na początku sądzono, że wybrany zostanę ja, jako pierworodny, ale najwidoczniej wyrocznia wybrała inaczej. –Uśmiechnął się lekko i dotknął mojej dłoni
-Teraz będziesz musiała na siebie bardzo uważać, mimo, że żyjemy od kilkuset lat można nas zabić jak każdego zwykłego człowieka.
-Wczoraj czytałam, że medium mogą uleczać, więc..- zdenerwowany przerwał mi
-To prawda, ale muszą to być mało poważne rany. W innej sytuacji, musi pomóc Ci inne Medium. I musi zadziałać od razu. Kilka minut zawahania i może być po tobie. A co jeśli mnie nie będzie przy tobie? Albo żadnego, kto może pomóc? 
Nagle rozległ się dźwięk jego dzwonka w telefonie –Przepraszam. Hallo? Amelia? Przepraszam,ale to nie zbyt dobry moment na rozmowę. –Powiedział Spojrzałam na niego i opuściłam głowę z zażenowania.
-Amm–zająknął się się- może wyjdziemy jutro wieczorem na kawę?
-Kawę serio? –Szepnęłam i kopnęłam go w kostkę
-A może na kolację? Cokolwiek, co ci odpowiada –uśmiechnął się –Doskonale! –Machnął ręką przy okazji zrzucając na ziemię kubek z herbatą.-Muszę już kończyć.Ok.Do zobaczenia
-Kto to Amelia? –spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się delikatnie
-Znasz ją –szybko wstał i powędrował do kuchni.
-Tylko mi nie mów, że to ta jedna z moich „wspólniczek” –zaśmiałam się w duchu
-Courtney...-Wychylił się i ostro się zaczerwienił.
-Nie...Nie...Nie! –warknęłam- Tyle jest kobiet Jared! Jest ich tu do cholery! A ty podrywasz właśnie ją?!
-To tylko znajoma...-spojrzał na mnie a następnie zaczął ścierać herbatę z podłogi.- Pomagam jej. Nic więcej.
Otworzyłam laptopa i zobaczyłam plan Nowego Yorku.
-Czy jest coś jeszcze, o czym mi nie mówisz? –szybko odwróciłam laptop w jego stronę.
-Cóż...-rzucił szmatę na ziemię i spojrzał na mnie znacząco- Ja i ojciec należymy do pewnego stowarzyszenia.
-Co to są te czerwone kropki?-Spytałam zdezorientowana -Dlaczego jest ich tak dużo?
-To ludzie Vincenta. Ich zadaniem jest wyniszczyć wszystkie nadprzyrodzone rasy.
-–spojrzałam na plan – A niebieskie?
-To członkowie każdy z nas posiada lokalizator, aby jak najłatwiej można było by nas znaleźć i w razie, czego pomóc.
-Czyli to ty?-wskazałam nasze mieszkanie- A to?
I wtedy usłyszeliśmy gwałtowne uderzanie w drzwi, Jared pobiegł i je otworzył.W nich stanął wysoki,dobrze zbudowany ciemnowłosy mężczyzna.
-Kurwa! Dlaczego nie odbierasz telefonu? –wrzasnął
-Miałem go włączonego przez noc… Mieliśmy rodzinny kryzys –odpowiedział szybko-Courtney wie...
-Jared do cholery! Nie obchodzi mnie twoja siostra i wasze chore sekrety! –wrzasnął -Zamordowali Hans’a i Emmę!-uderzył pięściami w ścianę, następnie rozpłakał się jak dziecko.-Wracałem jak zwykle do domu, zobaczyłem uchylone drzwi od mieszkania...Ona leżała tam… cała zakrwawiona...Od razu pobiegłem do pokoju Hansa, ale...-krzyknął przez łzy- Jestem sam...Straciłem żonę i syna...Gdybyś odebrał ten pieprzony telefon Jared! –wrzasnął
-Tak przyjechałbym po czasie –Jared przytrzymał chłopaka – Zginęły pewnie kilka godzin przed twoim powrotem. –chłopak starał się uspokoić przyjaciela.
Mężczyzna spojrzał na mnie i krzyknął z pełną wściekłością-To twoja wina!
-Adam! –Brat przytrzymał go, ale Adam był silniejszy przycisnął mnie do ściany przyduszając mnie. Próbowałam się wyrwać z jego uścisku. Jared próbował mi pomóc, ale ten uderzył go do nieprzytomności. Nagle zdałam sobie sprawę, że wkładam w ruch zbyt mało siły. Uderzałam coraz mocniej. Adam zamachnął się, ale ja szybko zrobiłam unik.. W końcu odepchnęłam go na ziemię. Mężczyzna stracił równowagę i upadł na ramię
-Cholera.–Pomyślałam rozglądając się po najlepszą drogę ucieczki.
Ni stąd ni zowąd Adam zaczął przemieniać się w wilka. Przerażona z biegu rzuciłam się na okno. Czułam jak kawałki szkła powoli wbijają się w moją skórę. Nie przemyślałam tego, leciałam coraz szybciej w dół. Ku mojemu zdziwieniu rany na ciele zaczęły się zrastać w bardzo szybkim tempie.
Nagle poczułam jak wpadam w czyjeś ramiona. Bez chwili namysłu wtuliłam się w czyjąś pierś. Byłam przerażona. Trzęsłam się ze strachu. Poczułam ostry zapach wody toaletowej Diora.Spojrzałam na twarz wybawcy i oniemiałam.
 -Witaj –powiedział szeroko uśmiechnięty James – Aniele bolało jak spadłaś z nieba?

sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział piąty- Amelia

Następnego dnia obudziłam się po południu. Ze względu na pożar szkoły, mieliśmy dzień wolny. Miałam więc sporo czasu, aby na spokojnie przemyśleć słowa Elenor. Wiem, że na początku ją wyśmiałam, ale coś mi podpowiadało, żeby nie lekceważyć starszej pani. Opowiadała niestworzone rzeczy, ale skądś znała moje imię i moją rodzinę. Zaintrygowało mnie to i postanowiłam, że tak tego nie zostawię.
Należało najpierw obgadać wszystko z pozostałymi dziewczynami. Cholera, żeby wejść w kręgi Annabeth i Courtney musiałam znaleźć sobie lepsze ciuchy. To była pierwsza myśl jaka wpadła mi do głowy i już kręciłam się po manhattańskich sklepach. Zazwyczaj nie szalałam z wydatkami, ale tym razem cieszyłam się z prezentu urodzinowego od Mike’a w postaci złotej karty kredytowej.
Do domu wróciłam wieczorem, z całym tabunem nowych ubrań. Bolały mnie stopy i byłam przeraźliwie głodna.
Szykowałam sobie spaghetti, gdy zadzwonił mój telefon:
- Halo?- nie zerknęłam nawet na wyświetlacz, więc nie wiedziałam kto dzwoni.
- Amelia Hyacinth?- spytał nieznany mi głos.
- Przy telefonie, o co chodzi?
- Mamy cię na oku- ktoś zasyczał do słuchawki- i twoich gejów też. Lepiej, żebyś o tym pamiętała.
- Weź spie…-urwałam, ponieważ rozległ się krótki sygnał, oznaczający koniec rozmowy.
Wściekła chciałam sprawdzić z jakiego numeru zadzwonił ten dupek, ale oczywiście był zastrzeżony. Nie pierwszy raz ktoś napastował nasz dom z powodu orientacji Mike’a i Eda.Podejrzewałam o to wścibskie sąsiadki, które zawsze lustrowały nas wzrokiem i obgadywały za plecami. Ale ten telefon różnił się od innych. Rozmówca miał chłodny, syczący głos. Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś odzywał się w ten sposób.

Po plecach przeszedł mi dreszcz i momentalnie odechciało mi się jeść.Wpatrywałam się w wyświetlacz jeszcze przez chwilę, więc nie zaskoczył mnie kolejny telefon. Tym razem to był Charlie.
- Co tam, mała?- miał rozmarzony głos.Czasem się zastanawiałam czy czegoś nie ćpał.
- Nic, nie chce mi się z tobą teraz gadać. – Choć przyjaciel po stokroć mnie przepraszał za ostatnią imprezę,jakoś nie potrafiłam mu tego wybaczyć.
- Wciąż zła? Am, nie bocz się już. Mam dobre wieści- urwał- wręcz wspaniałe! Wkrótce odbędzie się niezła impreza…
- Charlie- cokolwiek planował, nie mogło to być nic dobrego.
- Daj mi skończyć, mała. – wziął głęboki oddech.- Będą tam wszystkie szychy z twojej szkoły. To ma być wielki bal czy coś w tym stylu, maski i inne duperele. Dziewczyny to lubią. Błagam, chodź ze mną. Mam dla nas zaproszenie. Przyznaj, dawno nigdzie nie wychodziłaś, a taka impreza różni się od picia w nocnych klubach. Potańczymy, poznam cię z jakimś kumplem, jeśli będziesz chciała.

- No nie wiem- zamyśliłam się. Nie miałam teraz ochoty na balowanie, ale podejrzewałam, że Courtney tam będzie, a już tym bardziej Annabeth.To mogła być dobra okazja, żeby pogadać.
- W porządku, Charlie. Lepiej ubierz się porządnie, bal to bal.- Charlie bywał nieprzewidywalny. Spodziewałam się po nim, że założy dres, air maxy i co najwyżej zawiesi muchę na szyi.
- Tak jest! Dla ciebie wszystko, milady. Obiecuje ci, że nie będziesz żałowała.- energia w jego głosie była zaraźliwa i już po chwili przestałam się zadręczać telefonem z pogróżkami. Teraz czekała mnie wizja kolejnego wypadu na miasto, w poszukiwaniu sukni na bal.
- Jak myślisz, Ginger? Spotkam tam księcia z bajki?- spytałam kota. Z jego miny wynikało, że powinnam przestać się łudzić. Otworzyłam lodówkę i nalałam mu mleka.