Otworzyłam
szeroko oczy leżałam na łóżku przykryta kołdrą.Pudło ze zdjęciami leżało
zamknięte na ziemi.Spojrzałam na wyświetlacz telefonu trzy nieodebrane
połączenia: dwa od Caroline i jedno od Katie.Była godzina 10:24. Wstałam z
łóżka i powoli zeszłam na dół. Przy stole siedział Jared z laptopem spojrzał na
mnie i szybko go zamknął. Otworzył lekko usta jakby chciał coś powiedzieć, ale
się powstrzymał. Nastawiłam wodę na herbatę i usiadłam naprzeciwko brata.
-Dlaczego nie jesteś na uczelni? –spytałam podejrzliwie
-Musiałem coś załatwić...-przegryzł wargę-Wieczorem przyszedł tu Daniel?
-Tak –odparłam.
-Powiedziałaś mu?
-Oszalałeś? –Puknęłam palcem w swoje czoło.- Pomyślałby, że zwariowałam. –Wstałam
i ruszyłam w kierunku kuchni
-Ej Court...-Jared spojrzał w moją stronę-Przepraszam za wszystko. Powinienem
Ci powiedzieć, ale wiesz, jaki jest ojciec. Nie chciałem Cię okłamywać.
Oparłam dłonie o blat i westchnęłam –Możliwe, że wczoraj też trochę
przesadziłam –zrobiłam herbatę dla siebie i Jared’a,następnie usiadłam obok
niego.-Ale jeśli mam zacząć Ci na nowo ufać musisz przestać kłamać.
-Od czego mam zacząć? –Spytał z zaniepokojeniem
-Najlepiej od początku.-powiedziałam stanowczo
-Nasza matka należy do rodziny przywódców
Medium. Ma starszego brata, który przewodniczy naszej rasie. Nasz ojciec jest
przywódcą podróżników. Potrafi przenieść się w czasie, niestety nie może
wykonać żadnych zmian w przeszłości ani przyszłości. Może zatrzymać czas. Ja i ty
jesteśmy medium, jak nasza matka. Mamy podobne zdolności, ale ty odziedziczyłaś
kilka innych niż ja. Widzisz wizje z przeszłości wydarzenia, które dopiero się wydarzą.
Niestety tylko takie, które związane są z twoją osobą albo z kimś dla Ciebie
bliskim.. Kilkanaście lat temu widziałaś przepowiednię o najbardziej krwawej
walce nadprzyrodzonych, gdzie każdy walczył przeciwko każdemu. Był to ogromny
chaos.-odetchnął-Powiedziałaś o tym tylko mi i dwójce naszym przyjaciołom.
-James’owi i Anthonemu? –spytałam
-Dokładnie, niestety ktoś powiadomił o tym Vincenta, który od zawsze chciał
zdobyć władzę nad światem ludzkim i nadprzyrodzonym. Zamiast złagodzić stosunki
pomiędzy rasami, aby nie doszło do wymordowania tysięcy niewinnych, jeszcze
bardziej podrasował relacje pomiędzy nimi.
-Czyli teraz jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że do tego dojdzie?
-Courtney...Nie mówimy już o żadnym prawdopodobieństwie...-przełknął
ślinę-Przepowiednia głosiła, że przedstawiciele trzech najwyżej postawionych
rodzin nadprzyrodzonych pokonają Vincenta i jego armię albo doprowadzą do
śmierci wielu istot.
Na początku sądzono, że wybrany zostanę ja, jako pierworodny, ale najwidoczniej
wyrocznia wybrała inaczej. –Uśmiechnął się lekko i dotknął mojej dłoni
-Teraz będziesz musiała na siebie bardzo uważać, mimo, że żyjemy od kilkuset lat
można nas zabić jak każdego zwykłego człowieka.
-Wczoraj czytałam, że medium mogą uleczać, więc..- zdenerwowany przerwał mi
-To prawda, ale muszą to być mało poważne rany. W innej sytuacji, musi pomóc Ci
inne Medium. I musi zadziałać od razu. Kilka minut zawahania i może być po
tobie. A co jeśli mnie nie będzie przy tobie? Albo żadnego, kto może
pomóc?
Nagle rozległ się dźwięk jego dzwonka w telefonie –Przepraszam. Hallo? Amelia? Przepraszam,ale
to nie zbyt dobry moment na rozmowę. –Powiedział Spojrzałam na niego i
opuściłam głowę z zażenowania.
-Amm–zająknął się się- może wyjdziemy jutro wieczorem na kawę?
-Kawę serio? –Szepnęłam i kopnęłam go w kostkę
-A może na kolację? Cokolwiek, co ci odpowiada –uśmiechnął się –Doskonale! –Machnął
ręką przy okazji zrzucając na ziemię kubek z herbatą.-Muszę już kończyć.Ok.Do
zobaczenia
-Kto to Amelia? –spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się delikatnie
-Znasz ją –szybko wstał i powędrował do kuchni.
-Tylko mi nie mów, że to ta jedna z moich „wspólniczek” –zaśmiałam się w duchu
-Courtney...-Wychylił się i ostro się zaczerwienił.
-Nie...Nie...Nie! –warknęłam- Tyle jest kobiet Jared! Jest ich tu do cholery! A
ty podrywasz właśnie ją?!
-To tylko znajoma...-spojrzał na mnie a następnie zaczął ścierać herbatę z
podłogi.- Pomagam jej. Nic więcej.
Otworzyłam laptopa i zobaczyłam plan Nowego Yorku.
-Czy jest coś jeszcze, o czym mi nie mówisz? –szybko odwróciłam laptop w jego
stronę.
-Cóż...-rzucił szmatę na ziemię i spojrzał na mnie znacząco- Ja i ojciec
należymy do pewnego stowarzyszenia.
-Co to są te czerwone kropki?-Spytałam zdezorientowana -Dlaczego jest ich tak
dużo?
-To ludzie Vincenta. Ich zadaniem jest wyniszczyć wszystkie nadprzyrodzone
rasy.
-–spojrzałam na plan – A niebieskie?
-To członkowie każdy z nas posiada lokalizator, aby jak najłatwiej można było
by nas znaleźć i w razie, czego pomóc.
-Czyli to ty?-wskazałam nasze mieszkanie- A to?
I wtedy usłyszeliśmy gwałtowne uderzanie w drzwi, Jared pobiegł i je otworzył.W
nich stanął wysoki,dobrze zbudowany ciemnowłosy mężczyzna.
-Kurwa! Dlaczego nie odbierasz telefonu? –wrzasnął
-Miałem go włączonego przez noc… Mieliśmy rodzinny kryzys –odpowiedział
szybko-Courtney wie...
-Jared do cholery! Nie obchodzi mnie twoja siostra i wasze chore sekrety!
–wrzasnął -Zamordowali Hans’a i Emmę!-uderzył pięściami w ścianę, następnie
rozpłakał się jak dziecko.-Wracałem jak zwykle do domu, zobaczyłem uchylone
drzwi od mieszkania...Ona leżała tam… cała zakrwawiona...Od razu pobiegłem do
pokoju Hansa, ale...-krzyknął przez łzy- Jestem sam...Straciłem żonę i syna...Gdybyś
odebrał ten pieprzony telefon Jared! –wrzasnął
-Tak przyjechałbym po czasie –Jared przytrzymał chłopaka – Zginęły pewnie kilka
godzin przed twoim powrotem. –chłopak starał się uspokoić przyjaciela.
Mężczyzna spojrzał na mnie i krzyknął z pełną wściekłością-To twoja wina!
-Adam! –Brat przytrzymał go, ale Adam był silniejszy przycisnął mnie do ściany
przyduszając mnie. Próbowałam się wyrwać z jego uścisku. Jared próbował mi
pomóc, ale ten uderzył go do nieprzytomności. Nagle zdałam sobie sprawę, że
wkładam w ruch zbyt mało siły. Uderzałam coraz mocniej. Adam zamachnął się, ale
ja szybko zrobiłam unik.. W końcu odepchnęłam go na ziemię. Mężczyzna stracił
równowagę i upadł na ramię
-Cholera.–Pomyślałam rozglądając się po najlepszą drogę ucieczki.
Ni stąd ni zowąd Adam zaczął przemieniać się w wilka. Przerażona z biegu
rzuciłam się na okno. Czułam jak kawałki szkła powoli wbijają się w moją skórę.
Nie przemyślałam tego, leciałam coraz szybciej w dół. Ku mojemu zdziwieniu rany
na ciele zaczęły się zrastać w bardzo szybkim tempie.
Nagle poczułam jak wpadam w czyjeś ramiona. Bez chwili namysłu wtuliłam się w
czyjąś pierś. Byłam przerażona. Trzęsłam się ze strachu. Poczułam ostry zapach
wody toaletowej Diora.Spojrzałam na twarz wybawcy i oniemiałam.
-Witaj –powiedział szeroko uśmiechnięty
James – Aniele bolało jak spadłaś z nieba?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz