.tabs-outer {border-style: solid;}

wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział drugi-Amelia

Myśleliśmy, że wrócisz później, pochodzisz trochę dłużej po sklepach i no wiesz, będziesz załatwiać jakieś inne babskie sprawy jak fryzjer, kosmetyczka...- ciągnął Charlie.
On też wyglądał śmiesznie. Miał na sobie mój stary niebieski fartuch do gotowania. Włosy koloru czekolady miały teraz białe pasemka, prawdopodobnie od mąki, w której były także utytłane jego ręce.
- A po co mi to wszystko? Przecież nie wybieram się na jakąś galę czy coś w tym stylu.
Wyszykować się mogę w domu – zgrabnie mu przerwałam i wyciągnęłam rękę, żeby potargać przyjacielowi włosy. Już w piątej klasie zauważyłam jaki się zrobił przystojny. Wysoki, szczupły, o orzechowych oczach i z tym swoim luzackim podejściem do życia, czarował wiele dziewczyn.
I nadal był singlem.
- Dobra, nie obraź się, ale musisz stąd wyjść. - oznajmił mi, mój jakże uprzejmy przyjaciel.- Mamy niewiele czasu na przygotowania, a jest jeszcze wiele do zrobienia.
Zostałam więc oficjalnie wyrzucona z własnego domu, z rozkazem powrotu koło godziny 20.00. W międzyczasie postanowiłam jednak skorzystać z pomysłu Charliego i wybrać się do fryzjera i kosmetyczki. Chciałam jeszcze kupić sobie odlotową sukienkę. Skoro dali mi pieniądze na to wszystko, nie wypadało grymasić. Pod swoją kamienicę podjechałam taksówką. Przyjemności na mieście zajęły mi trochę więcej czasu niż z początku podejrzewałam. Jadąc na gorę, przejrzałam się w lustrze windy. Fryzjerka wykonała kawał dobrej roboty. Upięła moje długie, ciemne włosy w niesforny kok, który przyozdobiła małą różyczką na środku. Przycięła mi także nieco grzywkę, żeby nie opadała na oczy. Do takiej fryzury idealnie dopasowano cały makijaż. Moje usta były bardziej czerwone niż zwykle, a oczy podkreślono czarnym eyelinerem. Kupiłam sobie do tego koronkową, czerwoną sukienkę przed kolano i czarne szpilki.
 Już na klatce słyszałam dudnienie klubowej muzyki. Musiałam dzwonić trzy razy zanim ktoś się w ogóle zorientował, że przyszłam. Otworzył mi jakiś wstawiony kolega ze szkoły, którego imienia nawet nie pamiętałam. Bez słowa wpuścił mnie do środka.
To co tam zobaczyłam zaskoczyło mnie zupełnie. Mieszkanie Mike i Edwarda wyglądało
dosłownie jak jeden z klubów Manhattanu. Wszędzie rozmieszczone były neonowe światła, nie wiadomo skąd wydobywał się dym, może z papierosów. Na środku powieszono wielki transparent z napisem „STO LAT AMELIO!!!”, pod którym spora grupa ludzi skakała w rytm muzyki dance.
Zabawne, że połowy tych osób nigdy nie widziałam na oczy. Szukałam wzrokiem swoich
opiekunów albo chociaż Charliego, ale jak na takie niemałe mieszkanie panował tu straszny ścisk i nie mogłam nic dostrzec wśród tego tłumu.
Zaczęłam się przeciskać w stronę, jak przypuszczałam, kuchni. Po drodze wpadłam na obściskującą się parę.
- Patrz, jak chodzisz- usłyszałam.
Przyjrzałam się uważniej tym, na których wpadłam i nie mogłam wierzyć własnym oczom. To był Charlie z bardzo skąpo ubraną blondynką. Zrobiło mi się niedobrze. Chłopak dopiero teraz zauważył, że to ja.
-Amelia...-zaczął.
- Gdzie Edd? Albo Mike? - szybko mu przerwałam. Nie wiem czemu, ale byłam na niego strasznie wściekła. Powodem mogła być owa blondynka.
- Nie mam pojęcia, impreza wyszła nam troszeczkę spod kontroli...oni się chyba wpienili i
wyszli...ale uwierz mi, to nie moja wina.
Bez słowa odwróciłam się od niego i skierowałam tym razem w stronę mojego pokoju. Impreza wyglądała nieciekawie. Ktoś rzygał do doniczki z idealnie wypielęgnowanymi kwiatami Mike'a. Miałam nadzieję, że nikt nie zdążył wedrzeć się do mojego pokoju.
Oczywiście, nadzieja matką głupich.
Na moim łóżku leżał Steve w otoczeniu dwóch dziewczyn. Nigdzie nie mogłam zlokalizować
mojego kota. Bezsilna, stałam i patrzyłam na przebieg mojej szalonej imprezy urodzinowej. W końcu nie mogłam tego dłużej wytrzymać. Najwyraźniej niewiele osób w ogóle wiedziało jak wygląda solenizantka, a te, które widziały były mocno wstawione. Wyszłam więc z mieszkania i nie wiedząc co dalej począć, opuściłam kamienicę. Błyskawicznie podjęłam decyzję i ruszyłam do Central Parku.
***
Było potwornie zimno, a ja narzuciłam na sukienkę jedynie czarną skórę. Łzy
spływały mi po policzkach. Byłam na ściekła na Charliego, moich opiekunów, a w szczególności na siebie, że uwierzyłam, że ten wieczór może być wyjątkowy.
Siedziałam na ławce jakiś czas, dopóki nie usłyszałam dziwnego dźwięku. Jakby krzyku. Ktoś niedaleko mnie biegł uliczką- postać w ciemnej pelerynie. Wstałam i kierowana impulsem ruszyłam za nią. Po chwili postać zatrzymała się dokładnie na środku placu. Po drugiej stronie, naprzeciwko zobaczyłam jeszcze kogoś. Młodą dziewczynę w czarnej sukience.

4 komentarze:

  1. Akacja się rozkręca,a tu koniec :( No cóż muszę cierpliwie czekać na następny rozdział :*.

    Ps. Mogłaby mnie któraś powiadamiać o nowych rozdziałach? Z góry będę wdzięczna <3
    http://zakazany-owoc-jest-najlepszy.blogspot.com/p/blog-page_10.html

    Pozdrawiam i życzę weny :*.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moją ulubioną postacią jest Amelia w tym opowiadaniu :D nie wiem, której z was to pomysł ale wszystkie postacie są świetne, jednak najbardziej lubię Amelie.
    No i skończyć w takim momencie, ehhh....
    Lecę czytać DALEJ :D

    magiatomojezycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze mówiąc mam bardzo krytyczne podejście do tej postaci i jestem mile zaskoczona twoją opinią. Zapraszam do czytania dalej

    OdpowiedzUsuń